sobota, 20 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ TRZECI

Niepewność. To uczucie dopadło mnie po raz setny, gdy podjeżdżałam z kuzynką pod mury mojej nowej szkoły. Z jednej strony, niepewność podmywa fundamenty podjętych decyzji. Przez moment żałowałam, że się zgodziłam być skazaną na te męczarnie już pierwszego dnia. Ciotka z siostrą mówiły mi, że mogę iść kolejnego, czy nawet jeszcze później. Westchnęłam cicho w momencie, gdy już znany mi młody kierowca zakręcił, szykując się do zaparkowania. Gdy uczucie rosło, popatrzyłam przez okno i pomyślałam, że z drugiej strony, niepewność często zapowiada nowe doznania. Marzyłam, żeby było nimi pełne szczęście. Nie wiedziałam, nie miałam pojęcia, co się wkrótce stanie.

Gdy poczułam, że stanęliśmy i dla potwierdzenia, wyjrzałam przez okno, poczułam, że żołądek podszedł mi do gardła. Sięgnęłam ręką do zapięcia pasów i wstrzymałam oddech. Usłyszałam klikanie, świadczące o odpięciu ich przez moją kuzynkę, więc spojrzawszy się na nią, powtórzyłam jej ruch. Wkrótce drzwi zostały przede mną otworzone, a ja uśmiechnęłam się wdzięcznie do kierowcy, którego imienia nie znałam. Miałam tylko nadzieję, że wykrzywienie mych ust nie wyglądało na tak sztuczne, jakie naprawdę było.

- V? – usłyszałam cichy głos przyjaciółki – gotowa?

- Nie – powiedziałam w myślach, po czym spojrzałam się na dziewczynę i tym razem już na głos odpowiedziałam – tak – a mój głos się załamał.

- Nie bój się. Poznam cię z kilkoma osobami, więc nie będziesz się czuć całkiem jak u obcych – próbowała mnie zmotywować, a ja kiwałam głową. Puściła mi oko, ale widziałam, że się martwiła. Nie chciałam tu wracać. Nie chciałam, bo nie mogłam znów być problemem. Nie zniosłabym tego, jednak tak się dzieje, a ja nie mogę czuć się inaczej niż winna.

- Tutaj masz swój plan lekcji – spojrzałam na nią z niemym pytaniem – Moja mama wzięła ci już dawno od dyrektora – wyjaśniła, a ja znów potakiwałam – Odprowadzę cię pod salę, a później spotkamy się na przerwie, ponieważ nie chodzę na rozszerzoną chemię. Jestem na to za leniwa. Trzymaj się, będzie dobrze – pomachała mi po odprowadzeniu pod klasę. Gdy odchodziła zadzwonił dzwonek, na co ta przeklnęła. Dziewczyna nie była dobrą uczennicą i często chodziła na wagary, ale co jak co, nie wypadało się spóźnić w pierwszy dzień. Wchodząc do klasy, zarumieniłam się, widząc wiele nieznanych mi twarzy. Ruszyłam do ostatniej ławki przy oknie i zasiadłam na stołku przy stole laboratoryjnym. Siedzenie obok mnie było puste i byłam zbyt naiwna, marząc, że to się nie zmieni. Gdy poczułam obecność kogoś obok wraz z mocnymi męskimi perfumami, jeszcze bardziej wbiłam wzrok w podłogę. Nie podniosłam wzroku, za bardzo się bałam. Przeniosłam wzrok na stolik i dalej go nie podniosłam, nie odzywając się. Gdy usłyszałam zamknięcie drzwi, wiedziałam, ze wszedł nauczyciel, jednak męska postać obok, uniemożliwiła mi wykazać choćby odrobine odwagi, aby spojrzeć na wykładowcę. Wkrótce po krótkim przywitaniu i przedstawieniu się nowym uczniom, usłyszałam wymieniane nazwiska. Zaniepokoiłam się faktem, że chociaż przez sekundę zwrócę na siebie uwagę. Nasłuchiwałam uważnie… Ad, Am, Al.  Ręce zaczęły mi się trząść, gdy nauczyciel zbliżał się do mojej pierwszej litery nazwiska.

- Atkins Vanessa Deliah? – wzrok nauczyciela rozejrzał się po sali, gdy po raz pierwszy na lekcji, uniosłam wzrok. Podniosłam lekko dłoń w górę
.
- Tutaj – krzyknęłam ciszej niż większość, przez co speszyłam się jeszcze bardziej. Wykładowca posłał mi uspokajający uśmiech. Wróciłam do siedzenia i wpatrywania się w nieokreślony punkt w podłodze, gdy poczułam dotknięcie mojego ramienia przez czyjś palec. Omal nie podskoczyłam na krześle, jednak i tak wzdrygnęłam się, a gdy obróciłam wzrok zobaczyłam siedzącego ze mną krótko ściętego bruneta, który wyglądał, jakby właśnie wpadł na genialny pomysł.

- Vanessa? – zapytał, a ja przestraszona kiwnęłam głową – Kuzynka Soph? – upewnił się, a ja ponownie potwierdziłam ruchem głowy – Jestem… - kontynuował.

- Liam Payne? – kolejne nazwisko wypowiedziane przez nauczyciela.

- tutaj! – wypowiedziane słowo należało do mojego partnera z ławki, który krótko po tym się zaśmiał – to teraz już wiesz – posłał mi rozbawiony uśmiech i mrugnął jednym okiem. Zarumieniłam się i spuściłam głowę.

- Skąd wiesz, że moją rodziną jest… - nie dokończyłam, bo ten mi przerwał.

- Uhm… słyszałem o tobie od niej. Jestem jej chłopakiem – wyjaśnił, a ja przypomniałam sobie rozmowę o nim z dziewczyną. Posłałam mu lekki uspokajający uśmiech, który tak naprawdę przeznaczony był dla mnie samej. To ja byłam tutaj zestresowana.

- Opowiadała mi o tobie – poinformowałam go nadal przyciszonym głosem. Mina Liama od razu z rozbawionej zmieniła się na rozczuloną. Nie zdobyłam się na kontynuowanie rozmowy, a lekcja zakończyła się po przedstawieniu wymagań i krótkim pokazie doświadczeń przez naszego wykładowcę.

Wyszedłszy na korytarz, nie rozglądałam się. Nie ruszyłam dalej, a stanęłam pod ścianą, mając nadzieję, że Soph pojawi się, tak jak obiecała. Liam poszedł w głąb holu, ówcześnie się ze mną żegnając. Widząc przemierzających szkołę obcych ludzi, zaczęłam się stresować. Nie zauważyłam nawet, że skubię skórki od paznokci, dopóki nie poczułam ciepłej mazi na paznokciu. Spojrzałam na dłonie i zobaczyłam niewielką ilość krwi, więc od razu zaprzestałam swoich działań. Nie minęła minuta, gdy usłyszałam swoje imię, wypowiadane przez Sophię. Podniosłam głowę i zobaczyłam piękną dziewczynę.

- Co teraz masz? – spojrzałam na plan, który ściskałam w ręce.

- Uhm… zajęcia artystyczne – dziewczyna spojrzała na mnie i ruszyła w stronę klasy, w której za mniej niż trzy minuty miałam zacząć kolejną lekcję. Gdy pod nią byłyśmy, ta udała się na swoje zajęcia, jakimi była matematyka.

Weszłam do cudownego pomieszczenia. Każdy uczeń, a było nas maksymalnie siedmiu miał swój własny stół do szkicowania, jak i drewnianą sztalugę. Podeszłam, jak zwykle do ostatniej ławki. Dotknęłam chrapowatej kartki, charakterystycznej do tej do szkicowania. Na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. Uśmiech spowodowany wspomnieniem szczęścia, jakie otaczało mnie, gdy rysowałam wiele lat temu. Usiadłam na ławie i czekałam na nadejście profesora. Gdy usłyszałam powitanie, pierwszy raz tego dnia podniosłam głowę znad podłogi. Uśmiechnęłam się lekko, widząc starszego mężczyznę z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Witam wszystkich zebranych! – powiedział zbyt głośno, jak na tak mało salę – Zapraszam do dzielenia się pomysłami, inspiracjami i wiedzą. Jak pewnie się dowiedzieliście, wybierając tę szkołę, wyjątkowo rozszerzonymi zajęciami tutaj są właśnie zajęcia artystyczne, jak i muzyka, ale tej niestety nie uczę – posłał nam wszystkim ciepły uśmiech – Kontynuując, na lekcjach będziemy uczyć się jak się inspirować, jak poznawać sztukę, jak i o samej jej historii. Za mną – wszyscy wyjrzeli, aby dojrzeć, co takiego znajduję się za plecami wykładowcy – znajdują się przybory artystyczne, materiały do kreślenia, jak i lustrzanki, jako, że fotografia jest również częścią tych zajęć – zmarszczyłam brwi. Jeszcze nigdy nie robiłam profesjonalnych zdjęć – można z nich korzystać, jednak, nie powiem, najnowsze nie są. W związku z tym, możecie zakupić nowe przyrządy lub korzystać ze szkolnych. Pozostawiam to całkowicie do waszego wyboru – poinformował nas, puszczając oko. Po sprawdzeniu listy dokładnie 5 osób, podczas którego tym razem głośniej się odezwałam. Kilka osób zapytało się o najpotrzebniejsze informacje na temat lekcji i tak o to siedząc z tyłu, dowiedziałam się, że nie trzeba mieć lustrzanki, a telefon kompaktowy, można używać telefonów i wychodzić do łazienki bez pytania nauczyciela, bo jak stwierdził, to zajmuje mu tylko czas. Cała lekcja minęła na opowiadaniu o wymaganiach, jak to na każdym przedmiocie na początku roku.

- Jesteś tu nowa? – zapytał się mulat, którego wzrok zauważyłam, że spoczywał na mnie od paru minut.

- Coś w tym stylu – odpowiedziałam cicho, na co jego uśmiech się powiększył, jakby coś go śmieszyło.

- To znaczy?

- Uczyłam się tutaj wcześniej, później wyjechałam i znów jestem na ostatnią klasę – wyjaśniłam jak najszybciej, próbując nie zagłębiać się w rozmowę. Chłopak wyglądał na zamyślonego, ale na szczęście nie odezwał się, a wkrótce zadzwonił dzwonek.

Wyszłam z klasy, patrząc na wcześniej wyciągniętą mapkę szkoły i plan zajęć. Literatura minęła mi zaskakująco szybko, jako, że wiele ludzi było na zajęciach i nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Po wyjściu z Sali, cieszyłam się, gdy dotarła do mnie informacja, iż wiele osób ma próbę podczas lunchu, więc nie będzie wielu osób na korytarzu. Zjadłam posiłek przy stole z Liamem i Sophią, więc nie stresowałam się aż tak bardzo. Zajęcia z biologii oraz matematyki podstawowej szybko minęły, więc z Soph udałyśmy się do domu od razu po lekcjach.

Dziewczyna spojrzała na mnie z niepewnością. Oh, teraz ona ją odczuwa.

- Jak było? – próbowała entuzjastycznie zapytać.

- W porządku – odpowiedziałam zdawkowo i ruszyłam do limuzyny, które drzwi zostały otwarte przez szofera. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, bo źle się czułam z posiadaniem pomocy domowej. Dojechałyśmy do domu w milczeniu, bo obie nie wiedziałyśmy co powiedzieć.

Gdy wchodziłam do swojego pokoju w celu umycia się, zamknięcia się w nim przez kolejne godziny i pójścia spać, usłyszałam słowa Soph skierowane do mnie.


- V? – gdy odwróciłam głowę w jej stronę, chwytając klamkę, kontynuowała – Będzie coraz lepiej – uśmiechnęła się pocieszająco i weszła do swojego pokoju. Wieczór upłynął mi na czytaniu wymagań i przygotowywaniu się do kolejnego dnia. Wybrałam ubrania, spakowała książki, i co najważniejsze próbowałam przygotować się na to, przede wszystkim, psychicznie. 
hej, wszystkim -  niewielu, chociaż wspaniałym czytelnikom!
nie wiem, czy dobrze, czy źle dla Was, ale przenoszę blog na wattpad
tzn niekoniecznie przenoszę, ale rozdziały będą pojawiać się tam wcześniej, a tutaj prawdopodobnie na przykład z jednodniowym opóźnieniem
zapraszam na: https://www.wattpad.com/story/79499173-milczenie
pozdrawiam serdecznie!

środa, 8 czerwca 2016

ROZDZIAŁ DRUGI

Osobiście nienawidzę tego rozdziału,
zapraszam do czytania :/
Trix
_____________________________________________________________________________________

Otworzyłam oczy i poczułam pod sobą miękkość materaca. Wczoraj zasnęłam niemal od razu, nawet nie przebierając się w piżamę, ani nie przykrywając się. Odwróciłam się w stronę budzika, który stał na mojej szafce nocnej i zobaczyłam, że jest już godzina jedenasta. Jęknęłam cicho. Zazwyczaj wstawałam około piątej, gdyż nie mogłam zasnąć po złych snach, jakie mnie nawiedzały. Zeszłam z łóżka i pierwszy raz zamierzałam skorzystać z mojej nowej łazienki. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje ciało. Szybko odwróciłam wzrok i weszłam pod prysznic. Poczułam ciepło wodę, spływającą po moich ramionach. Pochyliłam głowę, powodując, że moje włosy stały się mokre. Nałożyłam na rękę szampon, który znalazłam w szafce nad umywalką i umyłam dokładnie skórę głowy. Złapałam odżywkę, którą również nabyłam z szafki i sięgnąwszy po trochę płynu, umyłam resztę ciała. Spłukałam odżywkę z włosów i wyszłam spod prysznica. Owinęłam swoje ciało i włosy ręcznikiem i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów. Umyłam je dokładnie i wysuszyłam włosy wcześniej je rozczesując, tym samym pozbawiając je kołtunów.
        Puszysty ręcznik owijał moje ciało, gdy szłam do pokoju po ubrania. Czułam się niezręcznie, więc zybko podbiegłam do drzwi i przekręciłam klucz, uniemożliwiając wejścia potencjalnemu osobnikowi. Schyliłam się do walizki i wyciągnęłam zwykły sweter i dresy, które zakrywały całe moje ciało. Gdy już ubrałam się, pamiętałam by rozpakować walizkę do szafy. Skończyło się na tym, że moje ubrania zajmowały mniej niż jedną trzecią mebla.
       Otworzyłam drzwi i udałam się na korytarz. Podeszłam do pokoju, który znajdowały się najbliżej schodów i zapukałam cicho w płaską, drewnianą powierzchnię. Odpowiedziała mi cisza. Zagryzłam wargę na samą myśl zejścia na dół. Był poniedziałek, więc z pewnością wszyscy pracownicy znajdują się w rezydencji. Zeszłam cicho po schodach, patrząc na pyski kotów na moich nogach. Przeszłam przez salon, widząc wzrok młodej dziewczyny spoczywający na mojej osobie. Przeszłam do kuchni, gdzie zobaczyłam starszą panią przy kości, która z uśmiechem smażyła coś na patelni.
     - Dzień dobry – szepnęłam cicho.
     - Oh, moje dziecko! Ależ mnie przestraszyłaś! – uśmiechnęłam się, słysząc jej ciepły głos – Dzień dobry, kochana, dzień dobry! Oh, chodź, niechże cię przytulę.
    - Pani Grace! – usłyszałam głos mojej kuzynki – Mówiłam pani coś – przypomniała. Spojrzałam się na kobietę z niepokojem.
   - Och, no tak! Nie dotykać dziewczyny, nie dotykać dziewczyny – mamrotała pod nosem, a ja posłałam Sophii dziękujący, jak i zawstydzony uśmiech.
     Spojrzałam na patelnię, w której stronę odwróciła się kobieta i zobaczyłam, że smaży jajecznicę z pomidorami. Zarumieniłam się i spojrzałam w podłogę. Kuzynka spojrzała na mnie pytająco.
    - Mama zawsze robiła mi ją na śniadanie – wyjaśniłam, czując drganie rzęs. Zamrugałam kilka razy, aby spod powiek nie wyleciały łzy tęsknoty.
    - Przepraszam, nie wiedziałam – powiedziała, patrząc na mnie ze współczuciem. Skrzywiłam się, ponieważ nienawidziłam litości – Pani Grace, czy mogłaby pani zrobić coś innego? – skierowała słowa w stronę kobiety.
    - Och, nie! – zaprzeczyłam od razu – Proszę sobie nie przeszkadzać! Chętnie zjem jajecznicę – zapewniłam kobietę, a jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Sophie spojrzała na mnie. Machnęłam ręką w jej stronę – Nie mogę wiecznie uciekać, Soph – powiedziałam szeptem w jej stronie, czym spowodowałam uśmiech również na jej twarzy.
     - V? – usłyszałam ze strony dziewczyny.
     -Hmm? – potwierdziłam, że jej słucham.
     - Słuchaj, jest sprawa. Z racji tego, że dziś pierwszy dzień szkoły, nie musiałam iść na apel, ale jutro jest już normalny dzień. Moja mama zapisała cię do szkoły tutaj. Wiesz o tym? – skinęłam głową – Jesteś rok niżej niż ja, ale jutro pójdziemy i ci wszystko pokażę, okej? Jesteś gotowa by iść już jutro? – spojrzała na mnie z niepewnością.
    - Tak, jak powiedziałam, Soph. Więcej nie uciekam – przypomniałam jej. Ta ucałowała mnie w policzek i powiedziała, że idzie napisać do swojej mamy, że zdecydowałam się iść już w pierwszy dzień. Gdy zniknęła za rogiem, ja skierowałam się do małego stolika w kuchni.
- O nie, nie, nie – podeszła do mnie z talerzem jajecznicy – Panienka siada w jadalni, nie tutaj. Tutaj jest dla służby.
- Pomocy domowej – poprawiłam ją.
- Eh, to samo – machnęła ręką, omal nie wywracając mojego śniadania.
- Czy mogłabym jednak zjeść tutaj? – zapytałam. Nie chciałam być sama w wielkim nieznanym mi jeszcze domu, a pani Grace wydawała się bardzo miłą osobą.
- Uh, oczywiście, kochanieńka! – powiedziała, ukazując swoje proste zęby – W końcu ja tu pracuję, a nie ty. Nie mam prawda decydować. Wiem tylko, że panienka Sophia i jej mama zawsze jadają w jadalni.
- Mogę Panią o coś spytać?
- Oczywiście – odpowiedziała od razu. Wskazałam jej krzesło obok mnie, nie chcąc, żeby stała.
- Czy lubi Pani tę pracę? – kobieta zmieszała się po moim pytaniu.
- Dziecino, wiesz jak to jest. Lubię ją, naprawdę ją lubię. Dlatego też, denerwuję się, gdy na siłę mówicie pomoc domowa, a nie służba. To to samo, naprawdę. Uwielbiam tę pracę, uwielbiam to co robię, dlatego to słowo naprawdę mi nie przeszkadza – spojrzała na mnie z troską w oczach – Nie przejmuj się, kochana. Ta praca jest najlepszym, co mnie spotkało – zapewniła mnie – Poznałam tu wspaniałe osoby. Jedyne, co mnie przeszkadza to twoja ciotka, ale dowiesz się dlaczego, gdy bliżej ją poznać. Naprawdę nie martw się. Jestem tutaj bardzo szczęśliwa – wyciągnęła rękę w moją stronę i ścisnęła moje ramię pocieszająco. Nie chcąc, wzdrygnęłam się lekko. Kobieta spojrzała na swoją dłoń i szybko cofnęła ją z mojego ciała – Jedz, kochana, bo zaraz ci wystygnie – przypomniała mi, a ja zabrałam się za jedzenie jajecznicy z pomidorami. Była identyczna, jak ta, którą robiła moja mama. Gdy skończyłam swój posiłek, wstałam od stołu i chciałam pozmywać po sobie, ale Pani Grace oznajmiła, że to absurdalne i że nawet nie musiałam podawać jej talerza. Przewróciłam oczami na jej słowa i skierowałam się do salonu. Tam, znów uchwyciłam spojrzenie młodej dziewczyny, ale szybko skierowałam się schodami na piętro. Zapukałam do pokoju kuzynki i po jej cichym pozwoleniu, weszłam. Dziewczyna siedziała po turecku na łóżku, trzymając w dłoniach swój telefon. Podniosła na mnie wzrok, uśmiechnęła się i odrzuciła urządzenie na łózko.
- Napisałam do mamy – oznajmiła mi – Jeśli chcesz, możemy iść na zakupy, bo wątpię, żebyś miała jakieś ogarnięte ciuchy. – jej uśmiech powiększył się, gdy skinęłam głową – Świetnie! Później pewnie tylko zjemy i pójdziemy spać, bo jutro szkoła – ten fakt mnie przeraził, co dziewczyna chyba zauważyła, bo od razu powiedziała, żebym się nie przejmowała, gdyż mamy jeszcze sporo czasu.
Skierowałam się do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na swoją torbę i westchnęłam. Sophia powiedziała mi, żebym spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do centrum handlowego, tak więc chwyciłam portfel i komórkę, i wrzuciłam przedmioty do małej torebki, którą następnie przełożyłam przez ramię.
Wstałam i podeszłam do drzwi, a otwierając je usłyszałam skrzypienie innych. Wyszłam na korytarz i przechyliłam głowę w stronę dźwięku i okazało się, że Soph też już wyszła gotowa.
- Idziemy? – spojrzałam na jej uśmiechniętą podekscytowaną i niepewną twarz. Przytaknęłam głową, posyłając lekki, wymuszony uśmiech. Ruszyłyśmy schodami na dół – Pani Grace! – krzyknęła moja kuzynka, a kobieta pojawiła się niemal od razu przy niej – Gdyby mama pytała, lub ktoś inny, jesteśmy na zakupach – posłała jej uprzejmy uśmiech i spojrzała na mnie pocieszająco. Pani Grace oddaliła się, ówcześnie kiwając głową. Przeszłyśmy przez salon, gdzie znów zobaczyłam młodą dziewczynę i wyszłyśmy z rezydencji, przed którą czekał samochód z kierowcą. Poczułam się nieswojo, nieprzyzwyczajona do takich luksusów. Po krótkiej jeździe, wysiadłyśmy na Oxford Street, która była główną ulicą zakupową w Londynie. Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Idziemy? – spytała, na co przytaknęłam lekko. Weszłyśmy do kilkunastu sklepów, gdzie bez przymierzania, Soph wybrała mi mnóstwo ciuchów. Po zakupieniu ich, udałyśmy się do domu samochodem, który czekał na nas przez kilka godzin, które spędziłyśmy w sklepach. Momentalnie zrobiło mi się żal kierowcy. Podczas wysiadania, uśmiechnęłam się do niego przepraszająco, ale ten nie zareagował i odwrócił wzrok. Zmartwiłam się, ale ignorując to uczucie, udałam się za przyjaciółką na górę. Za nami szedł mężczyzna niosący nasze torby z zakupami. Wzięłam je od niego zaraz po tym, gdy wróciłam do pokoju i uśmiechnęłam się, dziękując.
Przez następne minuty, pakowałam ubrania do szafy, nie patrząc nawet, co trzymałam w rękach. Gdy skończyłam, położyłam się na łóżko, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się obawy związane z nadchodzącym dniem. Po pewnej chwili, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Vanessa? – usłyszałam cichy głos mojej przyjaciółki, dochodzący zza drzwi. Szybko wstałam i otworzyłam je na oścież – Chciałabyś może obejrzeć film, pogadać? – zapytała się.
- Uhmm… jasne – odpowiedziałam, wcześniej spoglądając na zegarek i stwierdzając, że wcale nie jest tak późno. Poszłyśmy do pokoju Sophii,  a gdy się tam znalazłyśmy, dziewczyna włączyła jakiś film, którego i tak nie oglądałyśmy, bo zaczęłyśmy rozmawiać.
- Ale jak to? – zapytałam zdziwiona, dowiedziawszy się, że były chłopak dziewczyny zdradził ją z największą puszczalską w szkole.
- Normalnie – wzruszyła ramionami i zaczęła się śmiać – Nigdy go nie kochałam,  w końcu ile z nim byłam? Dwa miesiące? Przecież byłam niedojrzała.
- A teraz ten Liam? – zapytałam, przypominając sobie wczorajszą rozmowę
- Uhm… tak – zarumieniła się.
- Znam go?
- Nie, wątpię. Dopiero od niedawna jest w naszej szkole. Poznałam go jednak wcześniej na imprezie, przespaliśmy się, a później się okazało, że chodzi do naszej szkoły, więc nadal mamy kontakt i jakoś tak wyszło, że nie była to przygoda na jedną noc – wyjaśniła mi. Przez nawiązanie do seksu, zarumieniłam się i zasmuciłam, co dziewczyna zauważyła – Mała, przepraszam. Ja… po prostu zapominam o tym, przepraszam, nie chciałam wspominać… - nie dokończyła, bo jej przerwałam.
- Nie ma sprawy, Soph. Miałyśmy o tym zapomnieć. Po prostu, zawsze jak o tym myślę, to wiem, że kiedy będę chciała założyć rodzinę, to nie wiem, czy mnie się to uda. Chciałabym mu to dać, ale… - zawahałam się.
- Nie musisz kończyć, kochanie – dziewczyna oznajmiła i szybko zmieniła temat. Po chwili, usłyszałyśmy wołanie naszych imion. Popatrzyłam szybko na Sophię.
- Matka – mruknęła i skierowała się do drzwi – Chodź, będzie dobrze – zachęciła mnie, więc ja także wstałam.
Zeszłyśmy na dół, gdzie na kanapie siedziała kobieta o ciemnych włosach i obojętnym wyrazie twarzy. Na stopach miała szpilki i ubrana była w sukienkę, która opinała się na jej szczupłym ciele.
- Och, Victoria, cześć – powiedziała, patrząc na mnie z niechęcią.
- Vanessa – szepnęłam. Nie zabolał mnie fakt, że nie znała mojego imienia. Sama nigdy z nią nie rozmawiałam sam na sam.
- Co? – rzuciła obojętnie.
- Mam na imię Vanessa – powtórzyłam nieco głośniej. Moja kuzynka stałą obok mnie zawstydzona.
- Przepraszam – usłyszałam jej szept, ale uspokoiłam ją uśmiechem, zapewniając, ze mnie to nie ruszyło.
- Chciałam ci coś powiedzieć – skierowała w końcu swój wzrok na moją osobę. Przybliżyłam się nieco do kanapy, aby nie stać w progu – Chociaż mówię to niechętnie, wiedz, że mój brat – skrzywiłam się na wspomnienie jego osoby – jednocześnie twój ojciec, przed śmiercią, wygrał 170 milionów dolarów w jakimś żałosnym kasynie – prychnęła, a ja nie mogłam nic powiedzieć i chwyciłam się barierki, żeby nie upaść – Tak się składa, że jesteś jedyną rodziną, a że już skończyłaś szesnasty rok życia, tobie przypadają te pieniądze – zamknęłam oczy, nie mogąc uwierzyć w nic, co właśnie usłyszałam – zadowolona? – powiedziała sarkastycznie moja ciotka.
- Matko! – krzyknęła oburzona Sophia - możesz być milsza!
- Nie, w porządku – powiedziałam i ruszyłam biegiem do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi z trzaskiem, przez co sama podskoczyłam. Westchnęłam i zsunęłam się na podłogę.
- Nessa! – kolejny raz podskoczyłam, słysząc nieoczekiwany dźwięk.
- Tak? – powiedziałam słabym głosem.
- Otwórz proszę – powiedziała już ciszej przyjaciółka – Wstałam i uchyliłam drzwi, wpuszczając ją do środka. Obie usiadłyśmy na łóżku i popatrzyłyśmy się na siebie. W końcu, zaczęłam mówić.
- Co ja mam zrobić? Przecież ja nie potrzebuję tych pieniędzy, nie chcę go od niego – czułam jak ręce zaczynają mi się trząść.
- Kochanie, możesz je zostawić na koncie i żyć, jak żyłaś. Możesz pracować, jeśli chcesz, a wiem, że chcesz. Nic się nie zmienia.
- Masz rację, przepraszam, po prostu jestem w szoku i fakt, że to od niego, który już nie żyje, to po prostu – załamał mi się głos, więc nie chciałam kontynuować. Dziewczyna patrzyła się na mnie przez chwilę i w końcu odezwała się z troską słyszaną w głosie.
- Kochanie, odpocznij, idź spać, przemyśl wszystko – powiedziała i wyszła z pokoju, posyłając mi buziaka i życząc dobrej nocy.
Udałam się do łazienki, umyłam i ubrałam piżamę. Zasnęłam myśląc o tym, jak zmieni się moje życie.

INFO

Dla wszystkich nielicznych, chociaż cudownych czytelników,
Kończę powoli drugi rozdział, który mam nadzieję pojawi się dzisiaj wieczorem, najpóźniej jutro.
Dziękuję za cierpliwość i przepraszam za czekanie!
TRIX :))

niedziela, 3 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ PIERWSZY


Przeszłość. Prob­lem ze świado­mością po­lega na tym, że two­ja przeszłość zaw­sze żyje gdzieś w to­bie. George Orwell mówił, że ten, kto kon­tro­luje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością. Ja nie posiadam tej umiejętności. Przeszłość ciągle powraca, bo zostawiła nieodwracalne zmiany.
       Siedziałam w samolocie, patrząc przez okno na mijające maszynę chmury. Wracałam do rodzinnego miasta, w którym nie byłam, odkąd dwa lata temu rozpoczęłam leczenie w centrum medycznym 500 mil od miejscowości, w której dorastałam. Wracałam do mojej ciotki i jej córki, z którą się przyjaźniłam. Tylko dzięki dziewczynie cieszyłam się na powrót do domu. Po krótkiej drzemce, wymienieniu kilku nieśmiałych zdań z siedzącą obok staruszką oraz wypicia połowy butelki wody niegazowanej, ruszałam w stronę wyjścia z pojazdu. Czekałam długo na odebraniu bagażu, gdyż był jakiś techniczny problem z taśmą na walizki. Zmarszczyłam brwi, słysząc tę wiadomość. Było już sporo po dwudziestej trzeciej, a wiem, że moja kuzynka na pewno czekała na mnie na lotnisku. Tak bardzo nie chciałam robić jej kłopotu. Po dwudziestu paru minutach zobaczyłam swoją ciemną walizkę z kolorowymi naklejkami. Podeszłam do taśmy i przygotowywałam się do zdjęcia torby. Niestety nie było mi to dane, gdyż w momencie, gdy moja ręka dotknęła rączki od walizki, poczułam dotyk na swojej. Szybko odskoczyłam, wyrywając rękę i spoglądając przed siebie, zobaczyłam, że bagaż stoi już na podłodze. Podniosłam wzrok i zobaczyłam młodego uśmiechającego się do mnie chłopaka.
    - Przepraszam! – podniosłam lekko głos, powodując iż miał on piskliwą barwę – i dziękuję bardzo za pomoc – powiedziałam w pośpiechu. Chwyciłam walizkę i niemal biegiem rzuciłam się do wyjścia.
    - Może chciałabyś się ze mną… - zaczął chłopak.
    - Nie! – krzyknęłam, nie odwracając się i jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
    Przeszłam przez dwie zasłony i trzy szerokie pary drzwi, gdy w końcu znalazłam się na główniej sali przylotów. Stanęłam na środku pomieszczenia, próbując odnaleźć wzrokiem moją siostrę cioteczną. Czułam się niezmiernie nieswojo w tak potężnym tłumie ludzi. Usłyszałam moje imię wykrzykiwane przez niski głos mojej kuzynki. Rozejrzałam się i w końcu zobaczyłam jej ciało, biegnące do mnie.
    - Soph! – powiedziałam głośno, lekko uśmiechając się na jej widok.
    - O MÓJ BOŻE, VAN – Dziewczyna bez zastanowienia rzuciła mi się na szyję, a ja poczułam jak moje całe ciało sztywnieje. Sophia musiała to poczuć, gdyż od razu odsunęła się ode mnie, uśmiechając się przepraszająco. Posłałam jej uspokajający uśmiech – Nie mogę uwierzyć, że cię widzę! – mówiła podekscytowana.
     Jechałyśmy do domu samochodem dziewczyny, która jak najęta opowiadała mi niewyobrażalne historie o moich starych znajomych. Z tego, co się dowiedziałam jedna z nich była w ciąży, na co skrzywiłam się nieznacznie. Jedna podobno strasznie przytyła, a kolejna zaczęła ubierać się jak dziwka. Takie właśnie informacje podała mi moja kuzynka, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć.
     - Więc serio, sporo się zmieniło. Dodatkowo, są przystojniacy w naszej szkole nowi i tych, których znasz, ale wątpię, żebyś ich poznała – dodała, a ja znów się skrzywiłam, tym razem zasmucając się lekko – Cały czas nie mogę uwierzyć, że Savannah serio się tak ubiera. Mówię Ci, laska, zobaczysz ją i ci szczęka opadnie. Kiedyś taka kujonka, a teraz same bralety, topy i miniówki.
    Jedyne, co mogłam zrobić to uśmiechać się w stronę mojej przyjaciółki. Nie odzywałam się słowem, gdyż nie wiedziałabym, co powiedzieć.
    Dojechałyśmy do domu dwie godziny po wylądowaniu mojego samolotu. Wyszłam z samochodu dziewczyny i podniosłam wzrok. Nowy dom mojej ciotki aż ociekał pieniędzmi. Odwróciłam się i rozejrzałam po okolicy. Same bogate wille. Prychnęłam z zażenowania i niepewności. Jak ja mam się podziać w takim miejscu? Podeszłam do bagażnika, ale zobaczyłam, że dziewczyna już wyciągała stamtąd mój bagaż.
    - Dziękuję – powiedziałam i chwyciłam torbę. Weszłyśmy razem do domu. Sophia nie odzywała się od wyjścia ze samochodu. Nie wiedziałam, czy nie zrobiłam, czegoś źle. Wzdrygnęłam się na samą  myśl wyrządzenia jej jakiejkolwiek krzywdy. Odwróciłam się do dziewczyny – Czy wszystko w porządku? – zapytałam nieśmiało.
    - Oh, mała! – jęknęła z uśmiechem w moją stronę – Kiedy ty się skończysz przejmować tak wszystkimi, co?
    - Przepraszam – powiedziałam, spoglądając w marmurową podłogę.
    - Och, nie, laska, nie chciałam, żeby było ci przykro – tłumaczyła – chodzi o to, kochanie, że powinnaś się skupić na swoim zdrowiu. Mój zły humor jest skutkiem kłótni z chłopakiem – dokończyła.
    - Joe’em? – zapytałam.
    - Och, broń cię Boże! Chodziłam z nim chyba, jak miałam dwanaście lat – zaśmiała się i szturchnęła mnie w ramię. Zobaczywszy moją minę, przeprosiła od razu – Kontynuując, ma na imię Liam. Przedstawię ci go niedługo. Jest bardzo… opiekuńczy. Za bardzo i dlatego się pokłóciliśmy, ale będzie okej jak zwykle. Teraz, jak już wszystko wiesz, to nie przejmuj się i ściągnij wreszcie te buty, wskakuj w kapcie i oprowadzę cię po tym cholernym domu – mruknęła na koniec niezadowolona.
     Ubrałam ciepłe kapcie, z odstającymi głowami kotów i zarumieniłam się. Byłam taka dziecinna.
     - Nie lubisz go? – zapytałam.
     - Hmm?
    - Domu – wyjaśniłam.
     - Och, nie. On jest, po prostu, ugh, mama mnie ostatnio denerwuje – to wszystko, co miałam wiedzieć. Może nie będzie tutaj tak źle. Miałam przecież zacząć wszystko niemal od nowa.
       Dziewczyna powiedziała mi, ze mam iść za nią, a ja bez słowa to uczyniłam. Z marmurowej posadzki w przedsionku, przeszłam na jasną drewnianą podłogę. Pierwsze, co zobaczyłam w pomieszczeniu był rozświetlający pokój kominek. Uśmiechnęłam się na samą myśl możliwości korzystania z niego. Nad nim wisiał płaski telewizor z dużymi głośnikami. Naprzeciwko stały dwie, ustawione względem siebie prostopadle, wielkie kremowobiałe sofy, które przez sam wygląd wydawały się niesamowicie miękkie. Na meblach, rozmieszczone były ozdobne poduszki w jasnych kolorach. Podeszłyśmy z Sophii do stolika do kawy, gdy ta otworzyła go.
     - Tutaj masz koce. Są z kaszmiru, także z pewnością nie będzie ci pod nimi zimno – uśmiechnęła się do mnie – wskazała jeszcze szklane drzwi, które jak się okazało prowadziły do ogrodu. Obok niego, stał jeszcze barek z krzesłami, na którego widok się skrzywiłam.
     Rozejrzałam się znów po pokoju. Ściany zdobiły piękne kinkiety i abstrakcyjne obrazy. Przeszłyśmy do kolejnego pokoju, jakim była jadalnia. Podłużny, ogromny stół otoczony był wieloma krzesłami. Nad nimi wisiał ogromny kryształowy żyrandol, a wielkie okno ukazywało część ogródka. Spojrzałam pytająco na dziewczynę, a ta od razu wiedziała o co mi chodzi.
    - Mama często zaprasza gości i organizuje przyjęcia. To dlatego jest tak duży – powiedziała, opisując stół.
    Dalej, dziewczyna zaprowadziła mnie do kuchni. Piękne, jasne kafelki zdobiły ścianę, jak i podłogę. Lubiłam gotować, chociaż daleko było mi do perfekcji. Nigdy nie mogłam się w pełni nauczyć.
    - Posłuchaj – zaczęła Sophia, krzywiąc się nieznacznie – Jest coś o czym muszę Ci powiedzieć – kiwnęłam głową na znak, ze słucham – Podczas twojej nieobecności, mama się dość mocno wzbogaciła. To dlatego tutaj mieszkamy i dla tego wystrój jest, jaki jest. Na dodatek, w końcu wygrała sprawę o majątek po moim ojcu. Zmarł, jak byłyśmy bardzo małe, pamiętasz? – skinęłam głową – Wiem, że nie lubisz takich rzeczy, ale to do czego zmierzam, to, że jutro poznasz kucharkę, sprzątaczkę, lokaja, ogrod... – podniosłam rękę, przerywając jej.
    - Macie służbę? – byłam zszokowana. Ciotka zawsze była bogata, ale nie wiedziałam, że aż tak – Czy będą tutaj codziennie? – zapytałam od razu.
    - Pomoc domową – powiedziała szybko – to lepsze określenie. Większość jest bardzo miła, polubisz ich. Są codziennie, oprócz weekendów, chyba że mama coś organizuje.
    - Rozumiem – uśmiechnęłam się uspokajająco.
    - Przepraszam – szepnęła. Zmarszczyłam brwi.
    - Za co? Za to, że się dorobiliście – wymusiłam śmiech – Cieszę się z tego, że jesteście szczęśliwi! –zapewniłam ją.
     - Chodziło mi o to, że – zawahała się – to tyle obcych ludzi. Nie chciałam, żebyś się… przestraszyła.
    - Nic mi nie będzie – posłałam jej ciepły uśmiech.
    - Przejdźmy dalej – westchnęła. Pokazała mi drzwi od sypialni jej mamy, do której nie weszłyśmy, gdyż ciotka oczywiście już śpi. Wyjaśniała mi, że na parterze jest jeszcze toaleta dla gości i pokój z bilardem. Weszłyśmy na górę po marmurowych schodach i zobaczyłam 7 drzwi. Po raz kolejny, zszokował mnie ogrom tego domu. Pierwsze drzwi miały być biblioteką. Omal nie pisnęłam z uciechy, gdyż kochałam czytać. Przeszłyśmy obok pięciu pokoi, z których, jak się dowiedziałam, cztery są pokojami gościnnymi. Kolejne zdziwienie. Aż cztery pokoje gościnne? Przeszłyśmy do końca korytarza.
     - To twój pokój – wskazała na drzwi – Ja… dobrałam kilka rzeczy dla ciebie, ale nie wiem, czy ci się spodobają – zaczęła nerwowo. Pozostałam cicha – W każdym razie, mój pokój jest tym pierwszym przy schodach, więc jakby co, wiesz gdzie mnie szukać – posłała mi pocieszający, jak i zmartwiony uśmiech – Dobranoc, kochana – wyszeptała i odwróciła się, idąc do swojej sypialni. Weszłam do pokoju, patrząc w podłogę. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Westchnęłam cicho, próbując się uspokoić. Wszystko było takie nowe. Podniosłam wzrok i wciągnęłam powietrze. Drewniana, jasna podłoga błyszczała się po zapaleniu światła. Zdjęłam kapcie i powędrowałam na boso do niezwykle miękkiego dywanu. Podeszłam do kremowego łóżka i przejechałam dłonią po satynowej pościeli. Odwróciłam się i podeszłam do szklanego biurka. Koło niego, na półce, leżały już zakupione podręczniki, a obrotowe krzesło było idealne do mojego wzrostu. Ogrom mojej szafy zdecydowanie nie współgrał z małą ilością ubrań, jakie posiadam. Obok niej zobaczyłam drzwi. Gdy je otworzyłam ukazało mi się pomieszczenie, wyłożone znowu marmurową posadzką. Z radością spostrzegłam ogromną wannę, a nie tylko prysznic. Gdy wyszłam, wracając do swojej sypialni, spostrzegłam w koncie coś, co przykuło moją uwagę. Stolik pochylony po skosie. Stół kleślarski.
     Odkąd byłam bardzo małym dzieckiem, wykazywałam zdolności kreatywne. Nie było to tylko rysowanie, ale również muzyka. Była dla mnie bardzo ważna, dopóki nie zmarła moja mama. To ona nauczyła mnie granie na pianinie, czy śpiewania zgodnie z rytmem. Rysowania nauczyłam się już sama, gdy zachorowała. Miałam jedenaście lat, gdy okazało się, że przez papierosy, które rzuciła kilka lat wcześniej, miała raka płuc czwartego stopnia. Nie było dla niej ratunku, ponieważ choroba za bardzo się rozwinęła. Zostało jej kilka miesięcy, a ja bałam się, że w końcu ją zapomnę, że zapomnę jej pięknej twarzy, którą przez kilka lat znał cały świat muzyczny. Była słynną pianistką, ale ja nie chciałam zdjęć z gazet, nie chciałam zdjęć zrobionych przez ojca. Chciałam ją mieć dla siebie, więc ją narysowałam. Szkicowałam jej portrety, jako jedenastolatka, a była naprawdę rzeczywiste. Do jej śmierci zdążyłam narysować pięć wizerunków umierającej kobiety. Później, nie narysowałam nic.
     Otrząsnęłam się z szoku i odwróciłam się od mebla. Opadłam na łóżko, a moich oczu popłynęły łzy szczęścia i ulgi. Nie zasługiwałam na nic, co tu dostałam i jedyne co mi pozostało to dziękować.
     Tej nocy nieprześniło mi się nic. Dręczące mnie niemal codzienne koszmary zostały pokonane przez chwilę szczęścia, jaka mi towarzyszyła
____________________________________________________________________________
hejka,
oto pierwszy rozdział
ma 9 stron w wordzie, więc jestem z siebie zadowolona :))
już zabieram się za pisanie kolejnego, więc będzie prawdopodobnie jutro, jak nie jeszcze dzisiaj.
naraska podpaska!





 

 

czwartek, 31 marca 2016

PROLOG

*VANESSA*

Milczałam. Nie krzyczałam z bólu. Nie mogłam. Czułam na swoim ciele ręce. Czułam wstręt. Czułam obrzydzenie. Czułam bezsilność. Jego dłonie, sunące po moim nagim ciele paliły moją skórę. Jego okładające mnie pięści powodowały ciemnofioletowe siniaki na moim ciele. Odgłos rozpinanych spodni. Słyszałam ten dźwięk, co kilka dni od dwóch miesięcy. Zacisnęłam oczy, z których poleciały kolejne łzy. Czekałam na nadchodzący ból.
 
____________________________________________________________________________________
hej, hej!
oto pierwszy wpis na tym blogu.
znając mnie, niedługo go i tak usunę
jeśli czytasz, skomentuj, proszę :))